Recenzja „Matrix Zmartwychwstania” Leny Wachowski
Uniwersum Matrixa ma w sobie coś, co w dniu premiery przyciągnęło do niego setki tysięcy fanów na całym świecie. Producent zdecydował więc, że czas powtórzyć sukces. Jednak po wielu komentarzach i recenzjach pojawiających się w sieci można jednoznacznie stwierdzić, że nie był to film na tyle kultowy, żeby zadowolić fanów i na tyle dobry sam w sobie, żeby przekonać do siebie osoby zupełnie niezwiązane z tym światem.
W czwartej części kultowej serii powraca Neo, który w zupełnie nowym świecie jest znanym i poważanym projektantem trylogii gier o Matrixie. Cierpi przy tym na mocną traumę, na zwalczenie której dostaje od swojego psychoanalityka niebieskie tabletki. Film kwestionuje od początku to, co jest dla fanów ważne, sugerując, że wszystko, co do tej pory się działo, miało miejsce tylko w głowie bohatera. Szybko jednak sny zaczynają splatać się z rzeczywistością, a Neo uświadamia sobie, że gra to nie tylko efekt jego wyobraźni, ale prawdziwych wspomnień. Zostaje więc z powrotem wciągnięty w walkę ludzi o wolność i pełną świadomość.
Fabuła w zasadzie niczym wielkim nie różni się od pierwszej części. Wiele motywów jest odtworzonych i zestawionych z kadrami z oryginalnej trylogii. Ten z pozoru niepotrzebny zabieg ma za zadanie najpewniej przypomnieć fanom, do czego odnoszą się konkretne fragmenty oraz wprowadzić mniej wciągniętych w uniwersum widzów. Wciąż jest to jednak powtórka z rozrywki. Ponadto po połowie filmu twórcy zupełnie wyrzucają budowane początkowo napięcie i wątpliwości i w pełni wprowadzają w znany doskonale świat. W konsekwencji nie pozostaje nic oryginalnego, a do tego znika jakikolwiek efekt zaskoczenia.
Gra aktorska jest naprawdę niezła. Pojawia się kilka nowych postaci, kilku starych aktorów jest zastąpionych przez nowych, co film bardzo zgrabnie tłumaczy. Tu wypada się na chwilę zatrzymać, bo Matrix to w gruncie rzeczy przegadana produkcja. Co chwila ktoś dosłownie tłumaczy widzom, co stało się przez te kilkadziesiąt lat, kiedy Neo był więziony w Matrixie, co znacznie spowalnia akcję. Przez to, że kamera jest prowadzona bardzo chaotycznie, a do scen walki nie przygotowano spektakularnych choreografii, w niektórych momentach ciężko jest powiedzieć, co tak naprawdę dzieje się na ekranie.
Film spotkał się już z ogromną falą krytyki, ale nie można zgodzić się z tym, że jest fatalny. Takie opinie wynikają z tego, czego fani nie dostali, a w zasadzie co dostali, ale co okazało się ostatecznie rozczarowujące. „Matrix Zmartwychwstania” to tak naprawdę to samo, co już było, bardziej komentarz do samej serii i przypomnienie o niej, niż samodzielne i dobre dzieło. Nie da się go oglądać bez znajomości poprzednich części, ale kiedy się je już zna, znika cały element zaskoczenia, a poszczególne sekwencje wydają się wtórne i nudne. Nowa odsłona kultowej serii niestety nie wyszła całości na dobre. Jest jednak dokładnie tym, czego można było się spodziewać.
„Matrix Zmartwychwstanie” to nie będzie film dla fanów. Sprawdzi się całkiem przyjemnie dla tych, którzy dobrze bawili się na poprzednich częściach i chcieliby zobaczyć więcej znajomego motywu. Trzeba jednak nastawić się na średnie kino akcji, które na pewno nie może stawać w szranki z klasykami tego gatunku z ostatnich lat. Doskonałe na szybką rozrywkę po niedzielnym obiedzie, ale nie na dzieło światowej klasy, spełniające oczekiwania zachwyconych trylogią fanów.